poniedziałek, 20 lipca 2015

13. An deiner Seite...

                              ************************************


 Powoli sączyłam ciepłą kawę  i rozmyślałam nad zachowaniem Saschy, które przygnało mnie do mojej samotni. Nad powodem, dla którego ścieżka życia Billa skrzyżowała się z moją. Może to dziwnie brzmi ale zawsze wierzyłam, że wszystko w naszym życiu dzieje się z jakiegoś powodu, ma jakieś ukryte znaczenie... To pytanie nie dawało mi spokoju od momentu, w którym go zobaczyłam - dlaczego jesteś w miejscu, w którym jestem również ja?  i to w tak krótkim czasie po moim przyjeździe zjawiłeś się jakby z nieba zrzucony? - ta myśl dręczyła mnie nieustannie. Mimo wewnętrznego niepokoju moje ciało ogarnęło błogie ciepło, powieki stały się ciężkie i lepkie. Nie walczyłam z nimi, pozwoliłam swobodnie dryfować myślom, które  od wielu już miesięcy krążyły wokół tylko jednej osoby...


 Widziałam przepiękną plażę, zachodzące słońce odbijało się w wodzie w tak pięknych kolorach, że dech mi w piersi zaparło. Uśmiechałam się z zachwytem i chłonęłam widok kiedy zauważyłam siebie samą. Przez moment zastanawiałam się jak  mogę być tam skoro jestem tutaj? i wtedy go zobaczyłam. Nie widziałam jego twarzy. I nie musiałam, po budowie ciała rozpoznałam go bez problemu i zamarłam. Zbliżał się do tamtej mnie  bardzo powoli, skradał się za moimi/jej  plecami. Niczym kot na polowaniu, i wtedy do mnie dotarło! On jest na polowaniu ! Zaczęłam krzyczeć, żeby siebie ostrzec ale odległość między nami była zbyt duża. Chciałam pobiec i pomóc sobie ale odbiłam się od szklanej ściany, spanikowana szukałam wyjścia ale żadnego nie znalazłam. Płakałam i krzyczałam równocześnie kiedy widziałam z jaką siłą spoliczkował tamtą mnie, jak trzymał "nas" w żelaznym uścisku i uderzał raz za razem. Osunęłyśmy się  w dół a on razem z nami. Serce waliło we mnie niczym młot! Przycisnął mnie/ją do piachu swoim dużym ciałem i zaczął całować natarczywie. Opadłam na kolana w szklanej pułapce i oglądałam najstraszniejszy ze wszystkich horrorów: gwałt mnie samej przez człowieka, którego uważałam nie tak dawno temu za przyjaciela, jednego z najlepszych. Krzyczałam, biłam pięściami w niewidzialną blokadę, płakałam i próbowałam nie patrzeć ale , w którą stronę bym się nie odwróciła, tam trwała ta sadystyczna scena. Objęłam się ramionami w rozpaczy i zobaczyłam, że moja sukienka jest podarta na strzępy. Wstałam pospiesznie i rozejrzałam się dookoła bo to przecież tamtej mnie podarł ubranie ale ich już nie było, nie było tamtej mnie i nie było jego.  Ale moja sukie....
- Mam nadzieję, że ci się podobało - usłyszałam za plecami. Zrobiło mi się słabo i niedobrze, z przerażenia zamknęłam oczy - bo mi podobało się bardzo i chcę jeszcze, teraz jesteś już moja, Ana. Złapał mnie mocno za ramiona a ja znów zaczęłam krzyczeć, łzy lały się strumieniami po moich policzkach i z całych sił próbowałam mu się wyrwać, walczyłam ile tylko dałam radę. Biłam na oślep  a on  potrząsał mną coraz mocniej i coraz głośnej wymawiał moje imię ale jego głos.... był jakiś inny, zmieniał się z każdym wypowiedzianym słowem. To nie był już głos Saschy.... to nie był on... otworzyłam oczy...


Przed sobą zobaczyłam Billa. Odgarniał mi z twarzy mokre włosy a Tom trzymał w mocnym uścisku. Opadłam całkowicie z sił kiedy uświadomiłam sobie, że to nie działo się naprawdę. Nie byłam w stanie się podnieść czy cokolwiek powiedzieć. Straszy z braci kołysał nami delikatnie na boki a Bill próbował uspokoić słowami.
-  Już dobrze, to był tylko sen. Nic się nie dzieje, nikogo tu nie ma. Spokojnie Ana, oddychaj... Oddychaj razem ze mną ...
To było tak straszne, że nie potrafiłam przestać płakać. Bill głaskał mnie po włosach, gładził po twarzy...wtuliłam policzek w jego dłoń...
- Chodź do mnie - powiedział i przysunął się jeszcze bliżej ale nie byłam w stanie się nawet poruszyć. Właściwie Tom podał mnie bratu jak małe dziecko. Młodszy bliźniak przytulił mnie do siebie i usiadł na podłodze opierając się o fotel, moja głowa spoczywała na jego klatce piersiowej, on wplótł dłoń w moje wilgotne włosy i  z ustami na czubku mojej głowy powtarzał wciąż, że wszystko będzie dobrze. Tom usadowił się  koło nas. Spojrzałam na niego i zobaczyłam, że jego bluza jest mokra jakby ktoś wylał na niego szklankę wody. Miał zarumienione policzki i czoło zroszone kropelkami potu.Widziałam jak dużo wysiłku kosztowała go szarpanina ze mną. Mój oddech był spazmatyczny, tak cholernie ciężko było mi złapać choć trochę powietrza i odetchnąć. Słyszałam szybkie bicie  serca wokalisty, mocne rytmiczne uderzenia. Starałam się wsłuchiwać w ten niepowtarzalny dźwięk i jednocześnie wykonywać polecenia.
- Oddychaj razem ze mną - nabierał powietrza by po chwili spokojnie i powoli je wypuścić. Robiłam co mogłam, żeby go naśladować ale nie najlepiej mi to szło.

 Tom uśmiechał się do mnie pocieszająco a ja byłam  w stanie ledwo  unieść lewy kącik ust. Nie wiem ile czasu minęło ale coraz mniej łez płynęło z moich oczu, już bardziej panowałam nad oddechem ale nie byłam jeszcze gotowa puścić koszulki wokalisty, której  chwyciłam się  jak tonący brzytwy. Poczułam się tak bezpieczna i rozluźniona, że przymknęłam na chwilę powieki i korzystałam z okazji uczenia się "mojego serca" na pamięć. Ten dźwięk, dźwięk bicia jego serca był nieporównywalny do jakiegokolwiek innego dźwięku czy melodii. I ogarnął mnie żal, na powrót cała się spięłam bo wiedziałam, że nie będzie mi już dane wsłuchiwać się w ten jedyny w swoim rodzaju i jedyny na całym świecie rytm. Ramiona wokół mnie zacisnęły się mocniej.
- Nie płacz malutka, już nie płacz. Strasznie przykro kiedy tak cierpisz - wyszeptał gitarzysta i pogładził moją zaciśniętą na materiale dłoń. Zacisnęłam zęby, żeby nad sobą zapanować i nie wybuchnąć potężnym szlochem. Myślałam, że umrę kiedy Bill zaczął nucić a potem cichutko śpiewać An deiner Seite. Moją najukochańszą z ukochanych ich piosenek. A kiedy zmienił "da" na "hier" myślałam, że serce mi pęknie. Przycisnęłam się do niego mocniej i jeszcze bardziej zapadłam się w sobie. Wyczuł to od razu i zamknął mnie jeszcze szczelniej w swoich bezpiecznych ramionach. W mojej głowie panował przeogromny chaos,  tekst piosenki pasował do mojej sytuacji jak nic innego na świecie. Zbagatelizowanie całej sprawy przez Ciello rozerwało mi serce na dwoje. Zachowanie Saschy było dla mnie całkowicie niepojęte, nie potrafiłam tego zrozumieć, obwiniałam siebie. Przyjazd chłopaków do hotelu rozbił mnie psychicznie na miliony kawałeczków i na chwilę obecną nie wiedziałam co ze sobą zrobić, co o tym wszystkim myśleć, jak pogodzić się z takimi darami losu a co gorsze -nie widziałam żadnego dobrego rozwiązania tych sytuacji. Byłam na samym dnie, psychicznie i fizycznie.  Za dużo emocji naraz, za dużo wrażeń i przeżyć jak dla jednej osoby. Jedyne czego chciałam w tym momencie, to  cisza w moim umyśle   i żebym mogła wsłuchiwać się w tak dobrze znany mi głos. Zacisnęłam oczy i z całych sił skupiłam się na słowach piosenki...

- ... Du bist nicht alleine
      Ich bin an deiner Seite
      Ich bin hier, wenn du willst
      Schau dich um
      Dann siehst du mich
      Ganz egal, wo du bist
      Wenn du nach mir greifst
      Dann halt ich dich.....


Już tylko cicho łkałam, zabrakło we mnie sił nawet do płaczu. Poddałam się, po długiej wyczerpującej  walce,  dałam za wygraną. Moje mięśnie rozluźniły się całkowicie, ciało stało się jakby bezwładne,  straciłam nad nim jakąkolwiek kontrolę. Osunęłam się   na Billa, a on  drgnął silnie  pod moim ciężarem.
- Ana? - w jego głosie wyraźnie słyszałam panikę. Tom podniósł  się w mgnieniu oka i zawisł nade mną.
- Malutka...,co ci jest? Słyszysz mnie? Hej...popatrz na mnie...- gitarzysta gładził moje policzki, otulając twarz dłońmi ale  ja widziałam  tylko ciemno zieloną ciecz zbliżającą się do mnie. Wszystkie dźwięki brzmiały jakbym była pod wodą. Jakby tysiące mórz pochłaniały mnie  w swe bezkresne głębiny.  Było mi teraz tak przyjemnie. Młodszy Kaulitz drżał cały.

- Kruszynko, spójrz na mnie. Powiedz coś, cokolwiek... proszę -  dłonie  Billa tak bardzo się trzęsły.  Jego głos był zniekształcony, można było pomyśleć, że jest u kresu wytrzymałości i tym samym bliski płaczu - Błagam cię - przycisnął mnie mocno do siebie, przytulił swój policzek do mojego a dłoń wplątał we włosy z tyłu mojej głowy. Kołysał naszymi ciałami energicznie - maleńka moja, proszę cię, powiedz coś, jedno słowo, tylko jedno... Proszę..., proszę...., proszę...
Powtarzał bez przerwy, a ja byłam gdzieś bardzo daleko. Gdzieś, gdzie czułam...
...nic. Nie czułam teraz nic! Absolutnie nic! żadnego strachu, ani żalu, ani bólu. Rozczarowanie, niepewność, rozterki .... wszystko zniknęło. Jak zabawne i zaskakujące jest życie. W jednym momencie zrzuca na ciebie wszystkie możliwe uczucia, by po chwili wszystko odebrać.

- Błagam cię, serce ty moje! - Bill mówił cichym głosem rozpaczy i pozbawionym nadziei, ciężko przy tym oddychał i ronił słone krople - Proszę cię, zostań tutaj! Zostań ze mną! - szeptał  mi do ucha.
Bill płacze...-  pomyślałam i w zamyśleniu zmarszczyłam brwi- Bill.... cierpi....i nagle uderzyła we mnie ogromna spieniona fala lodowatej wody, tonęłam w niej. Ciężar hektolitrów wody przygniatał moją klatkę piersiową, walczyłam o najmniejszy haust powietrza, walczyłam o przetrwanie, o wydostanie się spod wody. Machałam rękami i nogami we wszystkie kierunki świata, żeby tylko nicość mnie nie pochłonęła. Widziałam iskierkę światła, maleńki płomyk i wiedziałam, że w tamtą stronę muszę podążać. Ten przepełniony strachem, bólem i bezsilnością głos dodawał mi sił. Iskierka stawała się coraz jaśniejsza, coraz bardziej widoczna a głos, za którym podążałam coraz głośniejszy i wyraźny. Dusiłam się, płuca zaczęły odmawiać mi posłuszeństwa, domagały się tlenu a do światełka był jeszcze kawałeczek. Zaczęłam się bać, że nie dam rady, że nie zdążę i moje serce popadnie w rozpacz jakiej świat jeszcze nie widział. Strach pobudził mnie do większego wysiłku, zebrałam w sobie okruchy sił jakie mi zostały i mocno wybiłam się ku górze.

 Wyprostowałam się jak struna, z całej siły oplotłam moje serce ramionami za kark, łapczywie i bardzo głośno zaciągnęłam się powietrzem. Ból gardła był niewyobrażalny, łykałam wyczekiwany tlen jak wygłodniałe stworzenie pokarm.
Usłyszałam dwa wydechy ulgi. Bill zakleszczył swoje silne ramiona wokół mnie.
- Nie rób tego - załkał w moją szyję - nigdy więcej mi tego nie rób, proszę cię... Pokiwałam twierdząco głową na znak zgody i zanurzyłam palce w kruczo-czarnych włosach mojego idola. Przytuliłam  się do niego mocniej i chłonęłam jego dotyk, jego ciepło, jego obecność. Nasze oddechy były niespokojne, nierównomierne, płytkie i szarpane. Kołysaliśmy się delikatnie na boki, próbując uspokoić się wzajemnie. Młodszy z braci gładził mnie po plecach a ja przeczesywałam  jego miękkie włosy  palcami. Biedny Tom co chwilę nabierał głęboko powietrza i wypuszczał je z ulgą. Jęknęłam w przestrachu gdy w gościnnym rozległ się huk. Bill zareagował od razu.
- ćśiiiiii, to tylko Andre, tylko Andre.

- Weźmiesz...., musisz.....- Andre miał ogromny kłopot z wysłowieniem się. Poczułam wyrzuty sumienia, to przeze mnie są w takim stanie, spod moich powiek popłynęły słone kropelki.
- Nie płacz, tylko nie płacz, proszę cię - lider zespołu był przerażony - wszystko, tylko nie to. Krzycz, bij, rzucaj rzeczami.... tylko na litość Boską już nie płacz...- mówił błagalnym tonem. Znów wyraziłam zgodę kiwaniem głową.
- Zniosę wszystko inne tylko nie twój płacz. Wszystko tylko nie to... - wyznał moje serce.
- Potrzebujesz...?, chcesz..? - patrzyłam na szefa ze smutkiem, nie wiedziałam do czego dąży - nerwowo wyrzucał zawartość mojego plecaka na podłogę. Zrozumiałam dopiero kiedy pokazał mi listek tabletek. Spojrzałam na niego przygnębiona.
- Wiem, że nie chcesz, że nie lubisz ich..., ale musisz. Słyszysz? musisz je wziąć, nie pozwolę, żebyś znów przechodziła przez to bagno. Krótko przytaknęłam, wiedziałam, że nie mam innego wyjścia. Wiedziałam, że Andre ma cholerną rację. Wiedziałam, że tak będzie lepiej dla nich wszystkich.
- Do toalety, potrzebujesz do .... - zaprzeczyłam i oparłam ociężałą głowę o ramię wokalisty.
- Czy ... - Tom zawahał się przez moment - czy to jej pomoże? - kiwnął głową w stronę leków. Bill wstrzymał oddech, jakby czekał na wyrok.
- Tak - potwierdził właściciel hotelu- to jedyne co jej pomoże. Dwie.., pamiętam dokładnie, że potrzeba dwóch. Wiem, że wolisz jedną ale weźmiesz dwie, rozumiesz - Bill wypuścił wstrzymywane powietrze. Wtuliłam nos w zagłębienie jego szyi, wiedziałam co mnie czeka i znów miałam ochotę się rozpłakać. Młodszy Kaulitz gładził kciukiem mój policzek, ucałował czubek głowy, przełknął głośno ślinę i poprosił:
- Weźmiesz je dobrze? Proszę, zrób to dla mnie ... - zgodziłam się ponownie, mimo smutku,który mnie ogarnął.
- Przyniosę wody - zaoferował starszy z braci i wyszedł chwiejnym krokiem. Strasznie było widzieć tego silnego, młodego mężczyznę w takim stanie. Lecz jeszcze straszniejsza była świadomość, że to ja do tego doprowadziłam.
- Jak tylko zażyjesz leki, zadzwonię do twojego ojca. On musi wiedzieć - oświadczył Andre. Wrócił gitarzysta i kucnął przede mną z płynem w szklance, szef podał mi dwie białe pastylki. Ułożyłam je sobie na języku i popiłam wodą. Zostało mi jeszcze tylko kilka minut by nacieszyć się moim idolem, więc przytuliłam się do niego ufnie i czekałam. Bill przytulił mnie do swojego serca i znów słyszałam melodię, którą znają nieliczni.
- I co teraz ? - zapytali jednocześnie bracia.
- Za kilka minut zapadnie w bardzo głęboki i długi sen - odpowiedział mój przyszywany wujek -  Zadzwonię do mojego brata i zaraz wrócę.
-  Jasne, nie śpiesz się. Z nami jest bezpieczna - zapewnił Bill.


- Myślisz, że nas słyszy - młodszy brat zapytał starszego.
- Nie wiem. Hej malutka, słyszysz nas jeszcze? - Tom pogładził mnie po policzku, nie byłam już w stanie nic powiedzieć ale mogłam jeszcze odrobinę poruszyć palcami u rąk co też zrobiłam. Bracia zaśmiali się cicho.
- Wszystko będzie dobrze malutka - powiedział straszy Kaulitz.
- Będzie dobrze.... -  potwierdził młodszy . 
- Zasnęła - oświadczył lider zespołu - słyszysz jak swobodnie i równo oddycha.
- Słyszę. To bardzo dobrze. Musi porządnie wypocząć.
- Tak - przyznał Bill - Boję się Tom, cholernie się o nią boję.
- Wiem, ale damy radę brat. Damy radę i będzie fajnie - poklepał go po ramieniu dla dodania otuchy. Wokalista pokiwał twierdząco głową i przytknął usta do mojego czoła. Po chwili zaczął nucić a potem  śpiewać.

                       (...)    Ich fühl dein Herz
                                 es ist einsam so wie du
                                  Lass dich fallen
                                  mach die Augen zu
                                          Hey
                                  Die Welt hält für dich an
                                           Hey
                                  Hier in meinem Arm
                                  Für immer jetzt.....
                                  Wenn du suchst
                                  und dich selbst dabei verlierst
                                  Dann find ich dich
                                  und hol dich zu mir
                                            Hey
                                   Die Welt hält für dich an
                                             Hey
                                    Hier in meinem Arm
                                    Für einen Tag
                                    Für eine Nacht
                                    Für ein Moment
                                    In dem du lachst(...)

                                    Fühlst du mich
                                    Wenn du atmest
                                     Fühlst du mich
                                     Hier in meinem Arm
              
                                       **************************************
















wtorek, 2 czerwca 2015

12. Cisza jak ta

 Zachęcam osoby czytające- o ile takie są- do wyrażenia opinii. Pod postem znajduje się "ankietka"- wystarczy kliknąć, odhaczyć odpowiednie pole zaraz obok napisu REAKCJE. Oczywiście komentarze są również bardzo mile widziane chyba , że nie macie ochoty lub zwyczajnie jest tak beznadziejnie, że nie ma o czym pisać. Pozdrawiam :)



                                                         ***********************

Ledwo skończyłyśmy rozmawiać a do " pokoju gościnnego" jak ja nazywałam to pomieszczenie wszedł Andre. Z bardzo zmartwioną miną kucnął przede mną i dokładnie mi się przyjrzał. 
- Dziecino biedna, jest aż tak źle?- zapytał kojącym głosem.
- Jest Andre- potwierdziłam  kiwając do tego głową. Ale już rozmawiałam z Leal, wiedzą że  jestem u ciebie. Poczekam tutaj na ich powrót do domu, nie chcę być tam sama. 
- Dobrze, wiesz że to żaden problem. Możesz tutaj zostać ile tylko potrzebujesz- westchnął-  tylko wolałbym, żebyś była tutaj w hotelu. W razie gdybyś czegoś potrzebowała lub źle się poczuła. Nie będę mógł spać wiedząc, że jesteś tam w domu sama. 
Uśmiechnęłam się półgębkiem.
- Leal też tak myśli. Powiedziała w sumie to samo co ty.
- Ma rację.
- Wiem. Odsapnę trochę i pójdę po swoje rzeczy. Płacz jest strasznie męczący- puściłam do niego oczko i uśmiechnęłam się. Było mi dużo lżej po rozmowie z siostrą. I normalnie kłóciłabym się o to całe przeniesienie do hotelu, ale wychodzę z założenia, że jeżeli dwie osoby mówią mi to samo to raczej mają rację. Andre odwzajemnił uśmiech, wyraźnie mu ulżyło na wieść o tym, że zostanę pod jego skrzydłami.
- Nie jesteś głodna, prawda?
Pokiwałam przecząco głową ale widząc jego ponownie zmartwioną minę powiedziałam:
- Jestem za bardzo zmęczona, ale to minie a wtedy wróci mi apetyt. 
- Ok, ale czegoś ciepłego się napijesz?
- Tak- zgodziłam się z entuzjazmem, kochałam ten napój- karmelowe macchiato.
- Z podwójnym karmelem- powiedzieliśmy jednocześnie co wywołało nasz śmiech.
Szef pomógł mi wstać i poszliśmy z powrotem do restauracyjnego. Zatrzymałam się na moment, bo przypomniało mi się, że prawdopodobnie siedzą tam jeszcze jego goście. Andre zapewne domyślił się tego bo odwrócił się do mnie i powiedział, że ich nie ma. Poszli do pokoju odpocząć. Ulżyło mi, nie chciałam, żeby widzieli mnie w takim stanie. A tym bardziej by o cokolwiek pytali. Co do Billa byłam pewna, że nie powiedziałby ani słowa na ten temat ale Tom...., jego otwartości się obawiałam i nie byłam na nią gotowa. Bardzo zaskoczył mnie fakt, że po nieszczęsnym śniadaniu nie było już nawet śladu. Nie sądziłam, że rozmowa z siostrą trwała aż tak długo. Andre przygotował nam ciepłe napoje i rozsiedliśmy się  w gościnnym. Było to obszerne pomieszczenie, urządzone jak domowy salon. Wygodne, miękkie kanapy i fotele, przy nich niskie stoliki, duży telewizor zawieszony na ścianie po prawej stronie od wejścia a dokładnie na przeciwko wejściowych drzwi kominek, w którym tańczyły wesoło płomienie. Było tam bardzo przytulnie, goście bardzo chętnie spędzali w nim  czas. Jedni oglądali wiadomości, inni czytali przywiezione ze sobą książki a ci, którzy nie mieli przy sobie własnych mogli skorzystać z mini biblioteczki właściciela hotelu. Po lewej stronie od wejścia było wielkie okno, wielkie pomieszczenie- wielkie okno i cudowny widok na góry. Czasem widziałam gości -wydawałoby się- nie robiących nic poza siedzeniem ale to nie prawda. Kiedy przyglądałam im się przez dłuższą chwilę, widziałam, że podziwiają widok za oknem z sentymentalnym uśmiechem. To pomieszczenie miało w sobie coś magicznego. Pamiętam deszczowe lato w Linthal, wszyscy mieszkańcy hotelu zbierali się w gościnnym i spędzali razem czas. To było niesamowite, młodzi, starzy, dzieci, nastoletni....  Z zapartym tchem wysłuchiwaliśmy opowieści starszego pana o czasach kiedy on sam był chłopcem. O tym jak inny był wtedy świat, jak inni byli wtedy ludzie, jak inne było wtedy wszystko. To było zdecydowanie magiczne miejsce. Z zamyślenia wyrwało mnie pytanie Andre:
- Czy mógłbym ci jakoś pomóc?- uśmiechał się do mnie pogodnie, pokrzepiająco.
- Chciałabym ale chyba nie jesteś w stanie. Dziękuję, że mogę tutaj być. Pozbieram się w sobie i będzie dobrze - uśmiechnęłam się z wdzięcznością.
- Zawsze jesteście mile widziani, jesteście dla mnie rodziną. Znam cię całe twoje życie i bardzo mnie martwi kiedy widzę cię w tak kiepskim stanie.
-  Ty też jesteś dla nas rodziną i to najbliższą. Wiem, że mogę liczyć na twoje wsparcie i dobre rady ale dzisiaj nie jestem jeszcze gotowa na tą konfrontację. Mimo wszystko dziękuję ci jeszcze raz, gdyby cię tu nie było, gdybyś nie miał tego hotelu, nie miałabym dokąd uciec- wyznałam. Nie miałam oporów przed powiedzeniem tego, Andre i wujek znali się od piaskownicy, ufali sobie bezgranicznie, byli jak bracia z wyboru, jak ja i Leal. Wiedziałam, że mogę mu ufać, co też dodawało mi otuchy. Już nawet spotkanie bliźniaków nie wydawało mi się takie tragiczne, byłam o wiele spokoniejsza i wiedziałam, że poradzę sobie z ich obecnością tutaj. Andre wstał i przyjrzał mi się uważnie. Zmarszczyłam w zdziwieniu brwi.
- Dasz sobie radę?- zapytał- okazało się, że nasi goście nie jedzą mięsa. Muszę jechać na zakupy bo nie będę miał czym ich karmić. Zachichotałam.
- Jasne,że sobie poradzę- zapewniłam- jedź ostrożnie- poprosiłam jeszcze zanim wyszedł.



- Dałbyś już spokój i przestał ją męczyć tymi pytaniami, naprawdę Tom.
- Podroczę się z nią jeszcze trochę, może uda mi się oderwać ją od problemów. Widziałeś jak odskoczyła od telefonu?, jakby ten ktoś miał z niego wyjść. Bracia leżeli na łóżkach  pogrążeni w rozmowie. Zafascynowała ich nowa znajoma przez co żaden z nich nie mógł zasnąć tak jak to sobie wymyślili.
- Widziałem - przyznał Bill i usiadł dokładnie w tym samy momencie co jego rozmówca- tak samo zareagowała kiedy dotknąłem jej ręki, a po chwili dosłownie uciekła i już nie wróciła. Myślisz, że to był jej chłopak? - zapytał i spojrzał na gitarzystę.
- Nie wiem, ty siedziałeś bliżej. Nie widziałeś co się wyświetliło ? Młodszy z braci pokiwał przecząco głową.
- Hmm, w sumie to widziałem, ale nie potrafiłem tego odczytać. Tak czy inaczej, widziałem wyraźnie po jej minie, że coś było bardzo nie tak.
- Było - przyznał Tom. Cholernie jestem jej ciekawy. Jeszcze nam się nie zdażyło spotkać kogoś, a właściwie dziewczyny, która tak mało by o nas wiedziała. Jak się męczyła z odpowiedziami- wyszczerzył się do brata w uśmiechu. Ten zaśmiał się rozbawiony.
- Coś o jakimś scotim było...?ochroniarz..?- i wybuchli śmiechem.
- Rozbroiła mnie tym tekstem- Tom śmiał się jakby właśnie usłyszał dowcip roku.
- Niesamowite - wyznał wokalista- gdybym tego nie przeżył, nie uwierzyłbym żadnemu z was, że coś takiego jest jeszcze w ogóle możliwe. Uśmiechał się szeroko do własnych myśli.
- Podoba ci się- stwierdził Tom i spojrzał bratu prosto w oczy z wielkim uśmiechem na ustach. Ten wyszczerzył się jeszcze bardziej i potwierdził kiwaniem głowy.
- Jest śliczna i taka szczera.Jest jak otwarta książka. I te jej rumieńce...- rozmażył się Bill.
- Będzie super- zapowiedział Tom i poddał się swoim myślom.
- Będzie- potwierdził Bill i pozwolił obrazom pod zamkniętymi powiekami przesuwać się swobodnie.
-Wbiło cię w podłogę jak ją zobaczyłeś- przerwał ciszę starszy z braci.
- I to jak, aż mi się gorąco zrobiło. Zaśmiali się obydwaj rozbawieni i pozwolili zapanować w pokoju błogiej ciszy. Słyszeli po oddechu tego drugiego, że powoli zapadają w sen, który przyjęli z przyjemnością.





poniedziałek, 18 maja 2015

11. Schwarze augen...

Bałam się dalszego ciągu przesłuchania . Co ja właściwie wyprawiam? Odpowiadam jak na spowiedzi na każde pytanie chłopaków, ale to raczej nie jest dobrze. Powinnam trzymać ich od siebie z daleka, nie pozwolić im czuć sie przy mnie tak swobodnie. Powinnam im pokazać, że w ogóle mnie nie interesują-rozmyślałam ale nawet na to było już za późno.
- Hmm...- zamyślił się Tom- to ile mamy psów ?
- Hmm...- podrapałam się po głowie- nie mam pojęcia, coś gdzieś o jakimś scotim było..., a może to był ochroniarz? - zastanawiałam się na głos. Nagle Bill wybuchł tak głośnym śmiechem , że się przestraszyłam. Po chwili dołączył do niego jego brat i śmiali się w najlepsze obydwaj. Z tym, że ja nie bardzo wiedziałam z czego oni się tak śmieją. Więc dałam im chwilę na tą radochę i czekałam na wyjaśnienie. Trwało to  jednak dłużej niż chwile, a że do osób zbyt cierpliwych nie należę zirytowana skrzyżowaniami ręce na klatce piersiowej, uniosłam brew i przeszywałam spojrzeniem to jednego to drugiego gościa hotelu. Moja mina dość szybko sprowadziła ich na hotelowe hokery, a kiedy już całkowicie się ogarnęli i otarli łzy radości, doprowadziłam ich nawet do stanu skrępowania. Ze zirytowanego do pytającego grymasu przeszłam w dosłownie sekundę.
- Przepraszam, tak mnie to rozbawiło, że nie mogłem się powstrzymać. To niesamowite ale ty naprawdę nic nie wiesz... - stwierdził młodszy z braci.
- Niewiele wiem - sprostowałam- tak jak mówiłam wcześniej.
- Tak- przyznał- Bardzo  ciężko było mi w to uwierzyć. Nie gniewaj się ... To poprostu wydawało mi się niemożliwe - wyznał.
- A ja dalej jej nie wierzę- przyznał starszy bliźniak- może o nas niewiele wiesz, a co z resztą zespołu?
- Tak samo - odpowiedziałam od razu.
- Ty tak twierdzisz - przerwał mi bez mrugnięcia okiem i zadał kolejne pytanie, na co jedynie przewróciłam oczami, co z kolei wywołało chichot Billa.
- To kiedy Georg ma urodziny?
- w Marcu- odpowiedziałam tonem skazańca.
- Dokładniej, proszę.
- Nie wiem dokładniej, z trojką coś było. Trzeci napewno nie, trzynasty też nie. Zostaje tylko dwudziestytrzeci albo trzydziestypierwszy, o ile marzec ma trzydziescijeden dni- wyburkałam niechętnie.
- Dlaczego trzeci i trzynasty napewno nie? Przecież to też trójki?- zapytał i jednocześnie stwierdził Bill.
- Bo jakoś tak nie, nie pasuje i już. Przeczucie takie mam, że nie i już!
- Jesteś niesamowita - dodał po chwili z wielkim uśmiechem.
- Wcale nie- zaoponowałam- całkiem zwyczajna , najnormalniejsza na świecie - broniłam się. Najwyraźniej Bill już mi uwierzył bo powiedział do brata:
- Daj jej spokój -  ale było widać, że starszy Kaulitz zbyt dobrze się bawi i nie zamierza dać za wygraną.
- Do jakiej szkoły chodziliśmy?
- Błagam pana panie Kaulitz- spojrzałam na niego poirytowana do granic możliwości- nie pamietam  nazwiska patrona własnej szkoły a pyta pan o waszego?
- A do jakiej szkoły chodziłaś ? - odezwał sie chichoczący do tej pory młodszy Kaulitz.
- Do ogólniaka - odpowiedziałam wyraźnie zniechęcona.
- Czyli nasze gimnazjum?
-  Mniej więcej- odpowiedziałam po krutce.


Miałam już naprawdę dość, byłam zmęczona zastanawianiem się nad odpowiedziami. Miałam nie mały problem do rozwiązania a oni mi tego nie ułatwiali .  Sama ich obecność tutaj była trudna do pojęcia i zaakceptowania a co dopiero pytania, które zadawali. Czułam sie przytłoczona wydarzeniami ostatnich dni. Potrzebowałam spokoju i czasu dla siebie, przemysleń i rozwiązań dla niecierpiących zwłoki spraw mojego życia a tymczasem dostałam od losu coś zupełnie innego, przeciwnego moim potrzebom. I jak ja mam ogarnąć moje życie, jak wydostać sie z tych sytuacji? Nie tylko  z Saschą ale teraz rownież z bliźniakami ? Nie wiedziałam co robić.
Bracia obmyślali wlasnie kolejne pytania dla mnie ale ich dyskusję przerwało im wibrowanie mojej komórki na blacie, podeszłam bliżej by odebrać ale to nie była Leal jak sie spodziewałam, to był lovelas. Cofnęłam sie o krok do tylu, nie zamierzałam odbierać.
- Nie odbierzesz? - usłyszałam, nie byłam w stanie odwrocić sie do mojego rozmówcy. Bardzo zmartwione spojrzenie wlepilam w wibrujący aparat , wiedziałam, ze jestem bacznie obserwowana ale nie potrafiłam sie odwrocić. W końcu brzęczenie ustało a ja odetchnęłam z ulgą.
- Wszystko w porządku Ana? Ana? Dobrze się czujesz? - ktoś dotknął mojej dłoni, odskoczyłam do tylu jak poparzona.
- Co? - wyszeptalam wystraszona. Bill opuścił rękę uważnie mi się przyglądając.
- Wszystko w porządku?- zapytał ponownie. Przełknęłam kluch zalegający mi w gardle. Oddychałam nerwowo i szybciej niż zwykle, nie mogłam się skupić.
- yyy- przełknęłam nadmiar śliny- tak, tak wszystko dobrze. Przepraszam. I nie oglądając się nawet za siebie wyszłam z pomieszczenia. Od razu udałam się na zewnątrz. Mimo mrozu i przeszywającego zimna nabrałam w płuca tyle powietrza ile się dało, aż zabolało. Ale tego było mi właśnie trzeba, otrzeżwienia, ciała i przede wszystkim umysłu. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę jak bardzo ten człowiek mnie przerażał. Jedyne o czym byłam w stanie teraz myśleć, to to, że za żadne skarby świata nie wrócę do Cortiny. Nie po tym co zaoferował mi tam Sascha. Nie wiedziałam skąd ale byłam pewna na tysiąc procent, że to była tylko nic nie znacząca namiastka tego co miał mi do zaoferowania. Wiedziałam już równeż, że muszę o wszystkim opowiedzieć Leal i jej rodzicom. Decyzję podjęłam w ułamku sekundy, po powrocie do domu natychmiast opowiem o wszystkim co się stało.

Z letargu wyrwał mnie Andre, zażądał bym natychmiast weszła do środka i zjadła śniadanie bo wszysko już było gotowe. Westchnęłam w duchu bo jedzenie i towarzystwo bliźniaków było ostatnim na co miałam chęć. I od razu dopadły mnie wyrzuty sumienia za tą myśl. Miliony dziewczyn na świecie oddałyby wszystko co mają za kilka chwil w ich towarzystwie a ja narzekam. Tylko, że ja o to nie prosiłam! Nie chciałam tego!, jak Bóg mi świadkiem, nie chciałam tego! A teraz "TO" mam i nie wiem co począć ani jak się zachować kiedy oni są tacy mili i przjaźnie nastawieni. A co gorsza, tak bardzo mnie ciekawi, ale to już moja własna zasługa, tylko do siebie mogę mieć o to żal i petensje. Tak bardzo bym chciała, żeby Leal była tu ze mną, tak strasznie za nią tęskniłam...
 Wlekłam się za Andre do stolika powłucząc nogami jakby na znak protestu ale nic to nie dało. Zawachałam się przez chwilę w nadziei, że może szef mi odpuści ale o tym mogłam tylko pomarzyć.
Jakby tego wszystkiego było mało mieliśmy jeść razem. Jakim cudem?! ja się pytam!? przecież zawsze jedliśmy osobno! my i goście, osobno!
- Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko temu żebyśmy jedli razem?- Tom uśmiechął się do mnie sympatycznie, a ja niestety nie potrafiłam odpowiedzieć tym samym. Tak naprawdę chciało mi się płakać. Z bezradności wobec okrucieństwa losu, którym znów mnie potraktował i to w chwilach kiedy nie było przy mnie mojej siostry z wyboru.Westchnęłam tylko, bo nie wiedziałam co powiedzieć, czułam  jakbym za chwilę miała się rozpaść na drobne kawałeczki. Nie miałam nawet odwagi spojrzeć na towarzyszy.
- Zostaw ją w spokoju- powiedział stanowczo Bill do brata.
-Wszystko w porządku?- zapytał uśmiechnięty Andre, który wrócił ze świerzą porcją kawy.
- Tak- odpowiedzieliśmy chórem.
- Bardzo mnie to cieszy. A ty młoda damo, nie myśl, że wymigasz się od jedzenia- zagroził mi. Zszokowana spojrzałam na niego gwałtownie rozchylając z niedowierzania usta.On to naprawdę powiedział na głos?przy nich? niedowierzałam własnym uszom. Myślałam, że ze wstydu zapadnę się pod ziemię. Tymbardziej, że obydwaj goście odrazu  wlepili we mnie badawcze  spojrzenia. Litości, błagam, zaskomlałam w myślach.
-Wiesz, że naskarżę jeśli będę musiał- dodał Andre. Spojrzałam na niego całkowicie obojętnie,a  to nie wróżyło nic dobrego. Obawiałam się tej obojętności, już miałyśmy okazę się poznać i z pewnością nie jest ona mile widzianym gościem. Potrzebuję Leal....
- Muszę zadzwonić- oświadczyłam- i poderwałam się z krzesła po komórkę. Wszyscy trzej odprowadzili mnie pełnymi zaskoczenia spojrzeniami ale nie dbałam teraz o to. Musiałam porozmawiać z siostrą, bez względu na to czy Andre naskarży do wujka czy też nie.

-Cześć siora!- usłyszałam i głos uwiązł mi w gardle. Nie dałam rady się nie rozpłakać.
-O mój Boże! Co się stało!- krzyknęła spaniowana Leal- Ana, pwiedz mi w tej chwili co się stało!?Jesteś w domu? Zadzwoń po tatę, zaraz do ciebie przyjedze a ja zadzwonię na domowy. Ana, kochanie powiedz mi co ci jest? Boże, zaraz zawału dostanę- trajkotała do telefonu- siostra, proszę cię, odezwij się do mnie. Choćby jedno słowo, jedno słówko, żebym wiedziała, że tam jesteś.
- Andre- tyle dałam radę wykrztusić. Jeszcze nigdy nie płakałam tak bardzo. Tak bardzo,że dusiły mnie moje własne łzy. Tak bardzo aż się zanosiłam.
- Jesteś w Szwajcarii?- niedowierzała moja przyjaciółka.
- Tak- starałam się uspokoić.
- Spokojnie skarbie, oddychaj spokojnie. Nabierz głęboko powietrza i powoli je wypuść. I jeszcze raz, i  kolejny i znów głęboko i spokojnie wypuść...- instruowała przerażona. W końcu udało mi się nad sobą zapanować na tyle by móc jej cokolwiek powiedzieć.
- Nie jest dobrze Leal- przyznałam przerywanym oddechem- a nawet bardzo źle jest,wiesz?- wycierałam twarz mokrą od łez.
- Co się stało?- zapytała łagodnie.
- Nie chcę o tym rozmawiać przez telefon. Opowiem wam wszystko jak już będziemy w domu. Wtedy znajdziemy rozwiązanie i znów będzie dobrze.
- Wiesz, że nie to chciałam usłyszeć.
- Wiem, ale uwierz mi, że tak będzie lepiej. Tak jest lepiej dla mnie. Posiedzę tu trochę, żeby się wyciszyć i pozbierać myśli. Postaram się przynajmniej.
- Dlaczego postarsz? Jest zima, nie ma gości.
- Niestety są. Dwie osoby, a ja zgodziłam się pomóc Andre zanim dowiedziałam się kim są.
- Kto...- cisza po drugiej stronie oznaczała,że moja siostra już wie kim są goście hotelu.
- Dokładnie kochana. Bliźniacy są tutaj. A ja tego nie rozumiem. Z całego świata wybrali właśnie moją samotnię. Mogli pojechać wszędzie, a są tutaj... Nie rozumiem, poprostu nie rozumiem jak to możliwe- skarżyłam się. Leal nic nie mówiła, chyba była w szoku.
- Nie cieszysz się- zapytałam.
- Cieszyłabym się, gdyby to było w innych okolicznościach. Ale tobie jest źle z jakiegoś powodu. A ich nigdy nie chciałaś spotkać. Wróć do domu...
- Nie- przerwałam jej natychmiast- nie wrócę do domu dopóki was tam nie ma. Już wolę zostać tutaj z nimi. Z dwojga złego lepiej być tutaj, jakkolwiek idiotycznie to brzmi.
- Martwię się, szczerze mówiąc jestem przerażona- wyznała- ale wiem, że u Andre jesteś bezpieczna. A bliźniacy...
- Dam sobie radę- pocieszałam ją.
- Zatrzymałaś się w naszym domku, prawda?
- Tak.
- Chcę, żebyś przeniosła się do hotelu. Wtedy będę spokojniejsza. Wiem, że to ostatnie czego byś chciała ale ja muszę wiedzieć, że nie jesteś sama. Wiem też, że ledwo się trzymasz i to nie daje mi spokoju, musisz to dla mnie zrobić, słyszysz?
- Słyszę, ale...
- Nie ma żadnego ale. Może i nie jesteś zadowolona ze spotkania chłopaków ale dla mnie ich obecność i obecność Andre dodaje w jakiś sposób otuchy. Myśl, że oni wszyscy tam są z tobą...
- Już, ok, zrozumiałam. Przeniosę się, ok? Już?
- Serio?- nie wierzyła mi.
- Serio- potwierdziłam,walcząc wciąż z niespokojnym oddechem i zapchanym  nosem, co znacznie utrudniało rozmowę.
- Dobrze, to nawet bardzo dobrze. Cieszę się. Co za ulga- Odetchnęła głęboko jakby kamień spadł jej z serca. Naprawdę ją rozumiałam. Gdyby odwrócić role, zażądalabym tego samego.
- Zdaje się, że muszę konczyć- stwierdziłam zawiedziona- Andre tupta pod drzwiami w tę i z powrotem.
- Ja w sumie też. Właśnie przyszła klientka. Trzymaj się kochana i głowa do góry, poradzimy sobie.
- Wiem, ty też się trzymaj. Pa.
- Pa, do później.
- Do później. 





piątek, 5 lipca 2013

10.Gegen Meine Wille.





Stałam tam jak słup soli. Sparaliżowana strachem, zszokowana okrutnością losu, przerażona wizją najbliższych dni. W głowie huczało mi od galopujących myśli. Najgłośniejsza była ta o ucieczce. Niestety..., nie miałam już dokąd uciekać. Samotnia BYŁA jedynym miejscem, które chroniło mnie przed ludźmi i pozwalało być z myślami sam na sam, świadomość tego, że ktoś odkrył moje miejsce, zaniosła mnie na samo dno rozpaczy, smutek zagarnął mnie w swe lodowate ramiona a żal rozrywał serce na strzępy. Zwłaszcza, że tym kimś byli ONI. Ci, którym oddałabym cały świat, żeby tylko byli szczęśliwi. Ci, których muzykę pokochałam tak bardzo, że stała się rytuałem i nierozerwalną częścią mnie samej. Ci, których chciałabym ochronić przed wszelakim złem tej planety. I w końcu Ci, dla których zdrowia i bezpieczeństwa  zaprzedałabym własną duszę  diabłu. Byłam rozdygotana emocjonalnie. Z jednej strony żal po "utracie"samotni, z drugiej zaś, nieodparta chęć podzielenia się z nimi moją przystanią spokoju. Zagubiłam się wśród  tych sprzecznych uczuć. Jedno tylko wiedziałam na pewno, to, że to miejsce już nigdy nie będzie dla mnie takie samo.
Wspomnienia - nie pozwolą już nazywać tego miejsca moim.
Hotel Tödi - nie pozwoli już rozwiązywać problemów.
Obraz tego miejsca - już zawsze będzie przypominał ich uśmiechnięte twarze.
I wszystko to dzieje się właśnie teraz, kiedy moje życie miało być łatwiejsze.
Kiedy dopiero zaczęłam uczyć się,  jak żyć. I kiedy.... , tak na prawdę przestałam pragnąć ich spotkać, a nawet wierzyć, że jest to w ogóle możliwe...
I kiedy całkowicie pogodziłam się z tym, że są nieosiągalni. Długie miesiące tłumaczyłam sobie, że tak po prostu jest i nie da się tego zmienić. I mało tego, że w to uwierzyłam, znalazłam nawet plusy naszego " nigdy nie spotkania się ".
"Moje Serce" -miał na zawsze pozostać "Moim Sercem", takim jakiego go sobie wymyśliłam, tylko w moim sercu, tylko w mojej głowie, platonicznie.
A tymczasem - ON stoi przede mną, uśmiecha się i czaruje lśniącym spojrzeniem bursztynu. I wszystko to -wbrew mojej woli.......

 "Skoro nie można się cofnąć,
  trzeba znaleźć najlepszy sposób,
  by pójść na przód".
  Paulo Coelho

Nie ma innego wyjścia - pomyślałam i uśmiechnęłam się.
- Witam, mam na imię Ana i przez najbliższe dni będę dbać o dobre samopoczucie panów w hotelu.
- Przez chwilę myślałem, że padniesz tu jak długa - stwierdził  gitarzysta.
- Tak..., cóż... - zaśmiałam się nerwowo i zmierzwiłam sobie włosy - nie spodziewałam się TAKICH gości.
- Może kawy - zapytałam już zza baru.
- Tak , chętnie - odpowiedział gitarzysta .
- To ja przygotuję śniadanie - usłyszeliśmy i Andre zniknął za kuchennymi drzwiami.
 Bill nie odezwał się ani słowem, co bardzo mnie zdziwiło. Spodziewałam się, że to on najgłośniej będzie wołał o ten napój. Tymczasem stał na środku pomieszczenia i wpatrywał się we mnie. Zerknęłam na niego raz, po chwili raz jeszcze ale nic się nie zmieniło.
- ...z...mlekiem ....i..cukrem - wymamrotałam całkowicie speszona i purpurowa na twarzy od jego przenikliwego spojrzenia. Odpowiedzi nie usłyszałam, ponieważ Tom podszedł do brata i lekko go trącił .
- A tobie co ? - zapytał rozbawiony. Wokalista ocknął się i kilkakrotnie, szybko zamrugał oczami. Uśmiechnął się jeszcze piękniej niż przed chwilą i zaczął dukać.
- yyy.., tak..,ja.. - wziął głęboki oddech i powiedział - przepraszam, przestraszyłem się, że może za chwilę zaczniesz krzyczeć czy coś...- zrobił przepraszającą minę.
- Krzyczeć? - przez chwilę nie wiedziałam o co chodzi - ah, krzyczeć?, że: AAAAAA!!!! TOKIO HOTEL!!!! AAAAAAAA!!!!!!! Tom zrób mi dziecko!!!! BIIIILLLLL orzeń się ze mną!!!!! AAAAAAAA!!!!!!!!Zaraz zemdleję!!!! - tarmosiłam przy tym swoje włosy, podskakiwałam i wyciągałam do nich ręce a na koniec zaczęłam się śmiać - wybaczcie ale to nie ja. Rozbawiłam ich i młodszy z braci trochę się rozluźnił. Starszy Kaulitz od początku był rozluźniony i rozbawiony całą sytuacją, zaczynając od mojej reakcji na ich widok, tylko,że to w ogóle nie było śmieszne! Postawiłam na barze kawę, mleko i cukier do wyboru. Muzycy usiedli wygodnie  wciąż rozbawieni.
- Więc...- zaczął frontman zespołu - nie jesteś naszą fanką?
- Wnioskuje pan po tym, że nie krzyczałam ?
- Hmm..., trudno odgadnąć. Nie rzuciłaś się na nas, ale i nie wygląda na to, żebyś chciała nam oczy wydrapać. A to zawsze jest jedno z dwóch. Albo nas kochają na zabój, albo nienawidzą na zabój.
- No tak - przyznałam - ale w niektórych przypadkach jest też tak, że pozostaje się po środku.
Boskie bliźnięta zmarszczyły brwi nie rozumiejąc do końca.
- To znaczy, że słucha się waszej muzyki. Czasem , nawet bardzo dobrze się ją zna ale nie wnika się w wasze życie. Na te słowa młodszy z braci otworzył szeroko oczy i rozchylił ponętne usta. A starszy z nich zastygł jak w stop klatce, z filiżanką uniesioną do góry. Oni wpatrywali się we mnie jak w kosmitkę  a ja wpatrywałam się w nich.
- Chwila - Tom uniósł wskazujący palec ku górze - to jesteś czy nie jesteś naszą fanką? Tak dla pewności.
Uśmiechnęłam się szczerze i usiadłam wygodnie.
- Jeżeli masz na myśli osoby, które na wasz widok wrzeszczą wniebogłosy - to nie. Jeżeli myślisz o ludziach, którzy za wszelką cenę chcą zdobyć choćby jedną nić z waszego ubrania - to też nie. Jeżeli masz na myśli, ludzi, którzy was śledzą autami, stoją pod waszym domem czy studiem - gdziekolwiek to jest - również nie. Ale jeżeli myślisz o ludziach, którzy słuchają waszej muzyki dla samej muzyki - to jak najbardziej tak. I nie ma dla mnie znaczenia jak się ubieracie, ani gdzie mieszkacie. Czy macie dwa czy pięć psów. Więc sami zdecydujcie czy należy mi się miano waszej fanki czy też nie.
Bill zakrywał usta palcami obydwu dłoni, łokcie opierając o blat baru. A Tom...,Toma znów zamurowało. No to masz babo placek, trzeba było trzymać gębę na kłódkę - pomyślałam lekko zdenerwowana.
-Nie wierzę..., po prostu nie wierzę...- wyszeptał wokalista.
- Aha. Chcesz powiedzieć, że niby nic o nas nie wiesz, że cię to nie interesuje ? - zapytał Tom podejrzliwie mrużąc oczy.
- Raczej niewiele wiem
- Daj spokój Tom...- upomniał brata Bill.
- Nie, nie dam spokoju. Chcę wiedzieć.
- Ja też bym nie wierzyła, gdybym była na waszym miejscu. - dałam do zrozumienia, że jest ok. I znów ich zaskoczyłam.
- To kiedy się urodziliśmy ? - gitarzysta zadał pierwsze pytanie.
- 01.09. Najbardziej znienawidzona data w moim kraju.
- Dlaczego ?- zainteresował się młodszy bliźniak.
- Pierwszy dzień roku szkolnego. Hip hip...nie hura, dopóki na scenie nie pojawili się panowie niemieckie marzenie Kaulitz. Od tamtej pory nikt nie zawraca sobie głowy szkołą, tylko organizuje imprezy z okazji waszego przyjścia na świat.
- Naprawdę ? - zapytali chórem.
- Tak się domyślam.
- Gdzie mieszkamy - cudni bracia zjednoczyli siły.
- W Berlinie albo Hamburgu. Nie wiem dokładnie, i w sumie nie robi mi to wielkiej różnicy. Najważniejsze, żebyście tworzyli, nawet gdyby to miało być w lesie.
Z każdą moją odpowiedzią, ich zaskoczenie przybierało na sile. Straciłam pewność czy powinnam była w ogóle  odpowiadać na ich pytania, dotarło do mnie, że właśnie zaczęłam się pogrążać...

                                                                                          CDN.....


**********************************************************************************


Mia skarbeńku Ty mój, wedle życzenia :)

Mam nadzieję, że Wam się podobało...., za wszelakie błędy przepraszam, i obiecuję je poprawić, jak mi je wytkniecie:) ;) Dobrej Nocy słoneczka moje...

niedziela, 21 kwietnia 2013

9. Bo zmiany nie zawsze są dobre.

Gdyby ktoś kiedyś powiedział mi, że chęć zmiany na lepsze może przynieść więcej kłopotów niż korzyści, nigdy bym nie uwierzyła. Nie uwierzyłabym gdybym nie doświadczyła tego na własnej skórze. Byłam tak dumna ze swojego nowego wyglądu, tak bardzo zaskoczona odwagą, która drzemała we mnie przez długie lata. Do czasu. Do czasu, w którym wszystko sprzysięgło się przeciwko mnie. Tak, jakby znienawidził mnie cały świat.
Tak,jakby moi przyjaciele nie byli tymi samymi ludźmi.
Sascha, który ignorował moje sprzeciwy , protesty i dotykał jak chciał i gdzie chciał. Czasem doprowadzał mnie tym do łez, czasem krzyczałam na niego ile sił w płucach, żeby zrozumiał , że sobie tego nie życzę i że krzywdzi mnie w ten sposób. Ale on tylko się śmiał pod nosem i obracał wszystko w żart. Mnie nie było do śmiechu. Były chwile, kiedy zbierało mi się na wymioty. Na samo wspomnienie jego zachowania i na sam jego widok wszystko podchodziło mi do gardła czego nie ukrywałam. Mój Cello. Mój?, chyba jednak nie. Szukałam u niego pomocy,opowiadałam ze szczegółami wymuszone na mnie sytuacje,płakałam z bezradności. A on znajdował wytłumaczenie dla każdego gestu kolegi. Gdybał ile tylko się dało, żeby usprawiedliwić kumpla. Starał się mnie przekonać, że blondyn na pewno nie ma nic złego na myśli, że to tylko żarty, że może to wszystko tylko mi się wydaje, że na pewno się mylę...a na końcu usłyszałam, że jestem przewrażliwiona.Nie byłam w stanie wykrztusić choćby jednego słowa, choćby monosylaby...oczy paliły żywym ogniem ,popłynęły pierwsze łzy...
Leal wyjechała na miesiąc z mamą, na szczęście dwa tygodnie już minęły,najgorsze tygodnie w moim życiu. Tony niewiele bywał w Cortinie , prawie całe dni spędzał w urzędach i bankach załatwiając formalności przed otwarciem nowej eiscafe.Wujek od rana do wieczora w pracy, a kiedy wracał, padał ze zmęczenia. Zostałam sama, ze strachem, z żalem do chłopaków, z obrzydzeniem do samej siebie, z wyrzutami sumienia i poczuciem winy. Nie miałam już siły. Ani psychicznie ani fizycznie nie byłam już w stanie funkcjonować. Zadzwoniłam do szefa z prośbą o urlop, nie ma problemu, ile tylko chcesz, powiedział. zostawiłam dla wujka karteczkę:
             

                                      Potrzebuję spokoju wujku. Dbaj o siebie
                                      nie mów nic dziewczynom, nie chcę żeby 
                                      się martwiły. Ty też się nie martw.
                                      SAMOTNIA najkochańszy wujku na świecie,
                                      zadzwonię jak będę na miejscu.        
                                                                                    Ana
Wcześnie rano wsiadłam do autokaru, który zawiózł mnie do Szwajcarii. 


Pierwsze co zrobiłam kiedy weszłam do naszego domku w Linthal był telefon do wujka. 
- Tak,słucham- usłyszałam w słuchawce.
- Cześć wujku, już jestem na miejscu.
- To dobrze córciu, to bardzo dobrze. Powiedz mi, jest aż tak źle?
- Bywało gorzej wujku, nie martw się. Muszę tylko pozbierać w spokoju myśli, nabarć dystansu do sytuacji, przemyśleć kilka ważnych spraw. Wrócę przed dziewczynami i wtedy wyjaśnię wam wszystko.
- Dobrze skarbie. Dzwoń do mnie, żebym wiedział, że wszystko z tobą dobrze. 
- Obiecuję wujku, będę się meldować co wieczór. Przygotowałam ci trochę jedzenia, słoiki są w lodówce a mięsa do odgrzania w zamrażarce. Miłego dnia wujku do jutra.
- Kochana jesteś, dziękuję, miłego dnia malutka i uważaj na siebie.
Poczłapałam do pokoju na piętrze zostawiając bagaż przy drzwiach wejściowych. Byłam tak zmęczona, że  myślałam tylko o położeniu się spać. Prysznic zajął mi dosłownie kilka minut. Miałam wrażenie, że zasnęłam zanim przyłożyłam głowę do poduszki. Nie wiem ile spałam bo nie spojrzałam na zegarek kiedy się kładłam. Tak czy inaczej było ciemno gdy się obudziłam. Byłam wypoczęta ,więc wygrzebałam się z pościeli i zeszłam na dół do kuchni. Z ciekawości spojrzałam na zegarek ścienny,  3:47. Dziwna pora na pobudkę jak dla mnie, ale jaka pora nie jest dobra na rozmyślania? Zemdliło mnie na wspomnienie ostatnich dni w cortinie, wzdrygnęłam się z niesmakiem i już wiedziałam ,że nie jestem jeszcze na to gotowa. Zaparzyłam sobie herbaty, żeby uspokoić żołądek i usiadłam na szerokim kuchennym parapecie. Uśmiechnęłam się do siebie, padał śnieg. Grube płatki gęsto spadały z nieba tworząc biało srebrzystą pierzynę. Mogę tak trwać godzinami , obserwując sypiący się  biały puszek. Obfita warstwa zalegającego śniegu skutecznie rozjaśniała okolicę , dzięki czemu góry otaczające domek i pobliski hotel były wyraźnie widoczne. Lubiłam to miejsce, ale tylko zimą. Latem było tu dla mnie za głośno, za tłoczno i zbyt wrząco od turystów. Ale teraz..... tak, to był mój czas, moja cisza i mój spokój . Jak widać nie tylko ja lubiłam to miejsce w tym czasie. W największym , najładniej urządzonym, najlepiej wyposażonym i najdroższym pokoju w hotelu ktoś zapalił światło.Zdziwiłam się bo Andre (właściciel hotelu i najlepszy przyjaciel wujka)od lat nie miał gości zimą. Bo co to za atrakcja siedzieć w hotelu otoczonym trzema potężnymi górami z domkiem pod bokiem i metrową warstwą śniegu jak okiem sięgnął? No właśnie! dla fanów sportów zimowych żadna, tymbardziej, że moja samotnia była praktycznie odcięta od świata w tym czasie , i żeby się tam dostać a później wydostać potrzeba było odpowiedniego środka lokomocji. I tak dumając nad zimowymi gościmy, obserwowałam ich krzątających się po obszernym pokoju. Ciekawa byłam czy się pakują czy rozpakowują bo krzątaninie nie było końca. Rozbawiły mnie te osoby wpadając na siebie kilka razy, ktoś się potknął, ktoś czymś rzucił, coś spadło z komody...
Wesołe obserwacje skończyły się kiedy zrobiło się widno a mój żołądek dał o sobie znać burcząc na tyle głośno by nie dało się go zignorować. Sprawdziłam godzinę i zachichotałam ponieważ przez cztery godziny podglądałam wesołe postaci Nastrój poprawił mi się na tyle, że zapomniałam po co tu przyjechałam i na tyle , że chichotałam pod prysznicem i kiedy ubierałam spodnie dresowe , t-shirt i bluzę z kapturem a nawet w drodze do hotelu . Tych kilka kroków pokonałam dość szybkim krokiem, ślinka napływała mi do ust na samą myśl o ulubionych potrawach. Weszłam do dość dużego budynku i skierowałam się prosto do kuchni. Przywitaliśmy się z Andre serdecznym uściskiem i od razu dowiedziałam się , że rzeczywiście przyjaciel rodziny ma gości i że potrzebuje pomocy w zadbaniu o ich komfortowy pobyt tutaj.  Tłumaczył, że to ważni dla niego goście i że zależy mu na tym, by byli zadowoleni . I na tym by ich pokój był nienagannie czysty i świeży. Zgodziłam się od razu, lubiłam tą pracę . Dwa lata wcześniej pomagałyśmy z Leal przez całe lato. Poznałyśmy ciekawych ludzi i fajnie spędziłyśmy czas. W drodze do jadalnego, gdzie miałam poznać wesołe postaci zastanawiałam się czy i tym razem będzie tak fajnie.  Weszliśmy z właścicielem do pomieszczenia i kolana się pode mną ugięły . Właśnie , uśmiechało się do mnie "Moje Serce"....





*****************************************************************
Mam nadzieję, że Wam się spodoba. W końcu światy moich bohaterów zaczynają się łączyć. Miłego dnia i czytania życzę wszystkim ,którzy tu zaglądają.Pozdrawiam .       

piątek, 19 kwietnia 2013



8.Postanowienia i życzenia Noworoczne.

  • Napisane 1 stycznia 2013 o 19:39
-  … i postanawiam zacząć żyć dniem bieżącym, cieszyć się tym co mam . Po czym uśmiechnął się do swoich myśli i siebie samego w szklanym odbiciu szyby. Pociągnął spory łyk mocnego drinka i wrócił przed telewizor, gdzie razem z bratem spędzali ostatni dzień starego roku.
- I co tam ciekawego wypatrzyłeś? – zapytał zaciekawiony jego towarzysz .
- Właściwie nic, ale przemyślałem kilka spraw.
- Jakich? – brat był bardzo zaciekawiony.
- Różnych – odpowiedział zagadkowo – ale przede wszystkim , postanowiłem przeszłość zostawić daleko za sobą i po prostu  do niej nie wracać.
Bardzo zaskoczony bliźniak potarł dłonią lekko zarośniętą brodę.
- To…, nie będzie łatwe – powiedział z powagą – kilka  spraw łączy nas z przeszłością i wielu z nich nie będziemy w stanie uniknąć.
- Wiem. Ale już najwyższy czas zacząć patrzeć przed siebie a nie oglądać do tyłu. Jedyne co ze sobą zabiorę, to to, czego przeszłość mnie nauczyła.  Te wszystkie lekcje wezmę ze sobą w przyszłość, bo właśnie tam zamierzam spędzić resztę życia.
Bracia wymienili porozumiewawcze spojrzenia i uśmiechy. Już wiedzieli, że postanowienia jednego , dotyczą ich dwóch. bo w końcu…nie da się podzielić jedności na dwoje…
Obydwaj doszli do wniosku, że to dobra decyzja. Jeden z nich widział nadchodzącą  zmianę bardzo pozytywnie. Drugi zaś, z pewną obawą : ” bo czy , naprawdę jest możliwe zostawić wszystko z tyłu?”- tego nie wiedział. Widział jedynie radość brata z podjętej decyzji i na ten widok w jego głowie zakwitła myśl: Moje Postanowienie Noworoczne ; bez względu na to co przyniesie jutro , będę przy tobie wraz z całą moją siłą i wiarą. Wiarą w to, że szczęście wreszcie cię znajdzie…



Cudowna paleta barw fajerwerków pieściła jej oczy , a myśli krążyły wokół tylko jednej osoby…
- I życzę ci szczęścia całego świata, dziecięcej radości na co dzień ale przede wszystkim tego, żeby twoje szczęście wreszcie cię znalazło.
- Wszystkiego dobrego siora, samego szczęścia i zdrowia – Leal rzuciła się na mnie z życzeniami noworocznymi.
- A tobie, żeby twoja walka o lepszą siebie,  z dnia na dzień była tylko łatwiejsza.
Wyściskałyśmy się za wszystkie czasy, kilka łez wzruszenia zostało uronionych , ale u nas to nic nowego, można by powiedzieć, że to nasza normalność. Leal przytuliła się do moich pleców i stałyśmy tak w ciepłym uścisku siostrzanej miłości, obserwując tęczę  kolorów za oknem.
- Myślisz o swoim sercu? – przerwała ciszę moja siora.
-Myślę kochanie, każdego dnia – odpowiedziałam.
- Gdybyś mogła złożyć mu teraz życzenia, to jakie by były?
Uśmiechnęłam się na samą myśl o nim, oczami wyobraźni widziałam jak się uśmiecha i cierpliwie wysłuchuje życzeń.
- Poza zdrowiem, życzyłabym mu spokoju Leal, po prostu spokoju. Jak również tego, żeby ich fani kochali ich tak jak ich kochają,  i jeszcze liczniej przybywali na ich koncerty, ale pozwalali im przy tym swobodnie poruszać się ulicami miast.
- Nigdy nawet o tym nie pomyślałam – wyznała – ja stawiałam na szalone imprezy, zajefajne towarzystwo…, bo przecież kasę mają, świat zjeździli wszerz i wzdłuż , czego jeszcze można by było im życzyć?
- Poza zdrowiem? – zapytałam retorycznie- na przykład tego, żeby znaleźli na świecie miejsce, w którym nikt nie wiedziałby kim są i czym się zajmują.
- No tak,ty zawsze masz świetne pomysły- pożaliła się Leal.
- Po prostu myślimy w zupełnie inny sposób – pocieszyłam siostrę – wiesz?życie nauczyło mnie czegoś bardzo ważnego. Czegoś, dzięki czemu widzę świat całkiem inaczej niż ty czy nasi znajomi.
- Co to takiego ? – zadała dziecięco proste pytanie.
- Odwracanie sytuacji kochanie.  To znaczy , że wyobrażam sobie siebie na miejscu jakiejś osoby , w tym przypadku , któregoś  członka Tokio Hotel. I już  wiem, że nie chciałabym tych wielkich pieniędzy, podróży po całym świecie , ciuchów,nowinek technicznych czy aut.
- Dlaczego?  czy to źle mieć te wszystkie rzeczy ?
- Nie , to nie jest źle. To dotyczy tylko osób sławnych. Kiedy chcesz iść na lody, wychodzisz z domu , kupujesz lody , siadasz na ławce i rozkoszujesz się ich smakiem. Sławni ludzie nie mają takiej możliwości, bo po chwili zewsząd otaczają ich ludzie , którzy ich kochają, lub co gorsza ,ci , którzy ich nienawidzą. Chociaż, tych kochających uważam za bardziej niebezpiecznych i nieobliczalnych.
- To smutne, że nie mogą żyć tak jak my – stwierdziła moja siostra.
- Tak, to bardzo smutne – potwierdziłam – oddałabym cały świat diabłu, żeby ich przed tym uchronić, ale niestety nie mam takiej mocy.
Uśmiechnęłyśmy się do siebie smutno i westchnęłyśmy ciężko. Znów zapadła cisza między nami, nie potrwała jednak długo.
- Wiesz? – zaczęła niepewnie Leal- myślę, że twoje serce byłby z tobą szczęśliwy.
- To nie możliwe kochanie, ja nie mogę go spotkać. To nie ma prawa się wydarzyć , dla jego dobra…




*********************************************************************************************************
Z okazji Nowego roku…., mam nadzieję , że się Wam spodoba i wyrazicie to kilkoma słowami. A jeżeli się nie spodoba , to również wyraźcie kilkoma słowami. Pozdrawiam serdecznie i wszystkiego co dobre życzę Wam w Nowym 2013 Roku.